Tadeusz Konopko "Antoninów i antropolodzy"
Zbigniew Nienacki, na początku swojej kariery pisarskiej, był silnie związany z łódzkim środowiskiem archeologicznym. Akcja trzech spośród jego pierwszych książek - "Uroczysko", "Skarb Atanaryka" i "Wyspa Złoczyńców" - toczy się w miejscach wykopalisk prowadzonych przez Instytut Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Pracownicy tego Instytutu - profesorowie, doktorzy, a nawet pracownicy techniczni, byli pierwowzorami wielu postaci opisanych w książkach o przygodach Tomasza. W latach 50-tych i 60-tych Nienacki pisał także artykuły popularno-naukowe do gazet i tygodników, a ich tematykę czerpał z bieżących prac łódzkich archeologów. W artykułach tych możemy przeczytać, że osobiście odwiedzał miejsca wykopalisk, a nawet spędzał wiele dni z pracującymi tam naukowcami. Lato 1962 roku spędził z badającą stare cmentarzyska ekspedycją antropologiczną Uniwersytetu Łódzkiego.
Nie podał niestety miejsca w którym antropolodzy i archeolodzy łódzcy pracowali tego lata, chociaż dość szczegółowo opisał je w książce o poszukiwaniu skarbów dziedzica Dunina. Tropienie miejsc w których Nienacki umieścił akcje swoich książek, jest pasją od lat pochłaniającą wielbicieli przygód Pana Samochodzika, a opisy wypraw do tych miejsc są teraz ozdobą strony internetowej, na której umieszczony jest niniejszy artykuł. Znalezienie miejsc w których toczy się treść "Wyspy Złoczyńców" trwało dość długo, fanom Nienackiego dużo wcześniej udało się dotrzeć do miejsc akcji "Templariuszy", "Skarbu Atanaryka", "Księgi Strachów", a ostatnio także Niesamowitego Dworu.
Miejsce w którym działa się leśna część przygód Tomasza, szukającego zbiorów dziedzica Dunina, ustalił Piotrek Szymczak. W Otłoczynie koło Ciechocinka znalazł las z charakterystycznymi poniemieckimi bunkrami i przeprawę przez Wisłę, stanowiącą nawiasem mówiąc część starożytnego szlaku bursztynowego. Przy przeprawie przez kilkaset lat stała karczma przewijająca się w akcji książki, a w pobliżu przebiegała granica między dwoma zaborami, która ukształtowała przemytnicze charaktery mieszkańców książkowego Antoninowa.
Sam Antoninów, senne trzytysięczne miasteczko (obecnie 4,5 tys. mieszkańców) z cukrownią, małym rynkiem i linią kolejki wąskotorowej, leży 40 kilometrów na południe od Otłoczyna, w powiecie włocławskim i nosi prawdziwą nazwę Brześć Kujawski. To tutaj, na początku lat 60-tych, pracowała ekipa antropologów z Uniwersytetu Łódzkiego, badająca stare cmentarzyska. Antropolodzy nie mogli co prawda mieszkać w namiotach na piaszczystym półwyspie wiślanym, bo do Wisły jest co najmniej 10 km, a jedyny półwysep w okolicy znajduje się na zarastającym jeziorze Cmentowo. W publikacjach z tamtych badań znajdujemy jednak szereg informacji, które umieścił także w swojej książce Zbigniew Nienacki.
Inicjatorem badań w okolicach Brześcia Kujawskiego był profesor Konrad Jażdżewski, nestor łódzkich archeologów, nauczyciel Andrzeja Nadolskiego (czyli Nemsty z "Uroczyska") i Jerzego Kmiecińskiego (czyli Andrzeja ze "Skarbu Atanaryka"). Jego postać w pewnym stopniu pojawia się w książce Nienackiego, jako profesora, który otrzymał od Skałbany propozycję kupna zbiorów dziedzica Dunina. Konrad Jażdżewski, tak jak wspomniany w książce profesor, prowadził badania w Brześciu Kujawskim jeszcze przed antropologami, typując miejsca późniejszych wykopalisk.
Czytając publikacje naukowe z badań ekspedycji antropologicznej w Brześciu Kujawskim, znajdujemy szereg zbieżności z tym co opisał w swojej książce Nienacki. Opisy są jednak nieco odmienne, co pozwala przypuszczać, że nasz Autor nie korzystał z tych publikacji, ale był naocznym świadkiem znalezisk.
Pod koniec książki Tomasz odwiedza z harcerzami miejsce wykopalisk archeologicznych, uzyskując ciekawe informacje od pani magister Aliny, prowadzącej badania na średniowiecznym cmentarzu. Pani Alina opisując harcerzom znaleziska, opowiada m.in.: Przy szkieletach znaleźliśmy wiele ozdób, jakie zmarli nosili za życia, a więc kabłączki skroniowe czyli kolczyki, pierścionki z brązu, żelazne sprzączki od pasów, paciorki szklane. W jednym z grobów dziecięcych była doskonale zachowana tasiemka z oryginalnym ornamentem geometrycznym. W publikacji dr Zdzisława Kapicy "Dotychczasowy stan badań antropologicznych regionu Brześcia Kujawskiego", przy opisie stanowiska nr 4 w Starym Brześciu, czytamy: Wyposażenie zmarłych bardzo skąpe... najczęściej znajdywano noże żelazne, kabłączki brązowe - niektóre posrebrzane, pierścienie z brązu, koraliki szklane, diademy brązowe, krzesiwa żelazne. W jednym tylko przypadku znaleźliśmy doskonale zachowaną krajkę lnianą z trójkątnym ornamentem. Dalej magister Alina opowiada o znalezionych reliktach wierzeń pogańskich, Odnaleźliśmy monety, które z całą pewnością leżały w ustach zmarłego... na przykład w tym grobie w rogu cmentarza w ogóle nie było szkieletu, a w miejscu gdzie powinna się znajdować czaszka, stało gliniane naczynie, w nim zaś kosteczki kury. Tak opisuje to Zdzisław Kapica: W tej części cmentarzyska wystąpił również grób symboliczny (bez szkieletu) z naczyniem pochodzącym z początku XIV wieku. Prawdopodobnie były to groby o charakterze kultowym, nawiązujące do dawnych zwyczajów i wierzeń. Do nich zresztą można zaliczyć również trzykrotne znaleziska monet w ustach zmarłego.
Wizyta Tomasza i harcerzy na tym stanowisku archeologicznym, nie ma żadnego wpływu na bieg akcji książki, wprowadzenie tej relacji miało prawdopodobnie cel dydaktyczny, podobnie jak wykład na temat ras ludzkich. Opisy tego rodzaju pojawiają się we wszystkich książkach o przygodach Pana Samochodzika. W przeciwieństwie jednak do krótkiego opisu wizyty na średniowiecznym cmentarzysku, autor dużo więcej uwagi poświęca relacjom z badania studni Barabasza. Antropolodzy najpierw odkrywają prostokąt ułożony z płaskich kamieni, a następnie w jego wnętrzu, zasypany resztkami skorup glinianych szkielet ludzki. Tomasz odwiedza to miejsce jeszcze kilka razy w dwóch następnych dniach, dowiadując się o odkrywaniu w głębi kolejnych szkieletów. Znalezisko zostaje zinterpretowane jako studnia, do której wrzucano zwłoki zamordowanych ofiar, a znający historię Antoninowa nauczyciel, domyśla się, że są to ofiary Barabasza - właściciela karczmy, ściętego kilkaset lat wcześniej za rabowanie i zabijanie klientów. Barabasz z kolei, użyczył swojego imienia XX-wiecznemu bandycie, wokół którego działalności toczy się akcja książki.
Latem 1962 roku, czyli w czasie kiedy Nienacki towarzyszył ekspedycji antropologicznej, w leżącej kilka kilometrów od Brześcia w miejscowości Wolica Nowa, archeolodzy odkopali prostokątną kamienną konstrukcję, w której wnętrzu spoczywało pięć szkieletów osób różnej płci i wieku. Bardzo szczegółowe opisy zawarte w "Wyspie Złoczyńców" pozwalają przypuszczać, że autor rzeczywiście był świadkiem rozkopywania domniemanej studni, chociaż później miejsce to zinterpretowano jako grób tzw. kultury trzcinieckiej. Wyposażenie grobu było bardzo skąpe i być może rzeczywiście w czasie samych wykopalisk rozważano teorię zwłok ukrytych w studni. Dopiero późniejsza analiza towarzyszących szkieletom nielicznych zabytków wykazała, że był to grób z 1700 lat p.n.e. Nienackiemu trzeba jednak oddać sprawiedliwość, bo w usta Zaliczki włożył wątpliwość może to grób skrzynkowy ?, wyrażoną po odkryciu pierwszego szkieletu. W publikacji antropologów można także doszukać się pierwowzoru karczmarza Barabasza. Na cmentarzu badanym przez dr Zdzisława Kapicę, znaleziono szkielet ludzki z odciętą głową leżącą między stopami, który zinterpretowano jako grób ofiary egzekucji wykonanej przez ścięcie katowskim mieczem.
W największym jednak stopniu lato spędzone z antropologami wpłynęło na treść "Wyspy Złoczyńców", przez zapoznanie się autora z tzw. metodą Gierasimowa. Metoda ta, opracowana w latach 40-tych przez rosyjskiego antropologa M. Gierasimowa, polega na nakładaniu na badaną czaszkę warstw masy plastycznej, odpowiadającej najpierw mięśniom, a potem skórze twarzy. Pozwala to na odtworzeniu wizerunku osoby z której pozostały już tylko kości, co jest wykorzystywane m.in. do rekonstruowania wyglądu znanych postaci historycznych (np. ostatnio Mikołaja Kopernika), ale także do identyfikacji nieznanych zwłok, znalezionych w stanie daleko posuniętego rozkładu. W książce Nienackiego metodę tę prezentuje magister Opałko, rzeźbiarz-antroplog, małomówny badacz czaszki znalezionej w bunkrach. Jest to postać opisana tak barwnie, iż nie sposób oprzeć się wrażeniu że autor opisał realną osobę, co zresztą często czynił w swoich książkach. Pierwowzorem tej postaci był najprawdopodobniej Wieńczysław Pławiński. Specjalista ten, z zawodu plastyk, był na początku lat 60-tych zatrudniony w Katedrze Antropologii Uniwersytetu Łódzkiego i zapewne razem z innymi pracownikami Katedry spędzał lato 1962 roku w Brześciu Kujawskim, gdzie mógł go poznać nasz Autor. W przeciwieństwie do wykopaliskowych prac antropologów, których znaczenie jest w książce raczej marginalne, działalność naukowca odtwarzającego twarz zmarłego na podstawie czaszki, ma przełomowe znaczenie dla biegu akcji "Wyspy Złoczyńców". To właśnie ustalenie, że szkielet znaleziony w bunkrach należał do Pluty, dawnego członka bandy Barabasza, pomogło wyjaśnić tajemnicę skarbu dziedzica Dunina. Wieńczysław Pławiński był jedną z pierwszych w Polsce osób, wprowadzających metodę Gierasimowa, jego publikacje z tamtego okresu można znaleźć zarówno w "Problemach Kryminalistyki" jak i "Wiadomościach archeologicznych". Być może pokazał Nienackiemu swoje publikacje, bo zdjęcie zrekonstruowanego osobnika NN z publikacji Pławińskiego, wydaje się podobne do opisu odtworzonego wizerunku Pluty - twarz płaska, trochę mongolska, szeroki nos i oczy osadzone głęboko w oczodołach, jak u Skałbany.
Tak wygląda efekt pracy antropologa. Widok takiej gipsowej, stojącej na podstawce głowy, sklepikarka Pilarczykowa skomentowała: a tego cudaka to ja znam. Nie jest to dzieło Pławińskiego, ale również pochodzi z lat 60-tych i jest zrobione tą samą techniką - Pan Opałko mrugnął do mnie porozumiewawczo, uśmiechnął się, przyniósł ze swego namiotu farby, domalował twarzy niebieskie oczy, zaróżowił usta i policzki, a bladość gipsu złagodził żółcią. Obecnie wykonuje się to z wykorzystaniem techniki komputerowej.
Być może to Pławiński, tak jak książkowy magister Opałko, dał Nienackiemu do przeczytania rosyjską książkę "Za siedmioma pieczęciami", wprowadzającą Tomasza w świat antropologii. Książka jest prawdziwa, została wydana w Leningradzie w 1963 roku i nosi podtytuł "Eseje o archeologii". Nie miała polskiego wydania, ale można ją czasem znaleźć na stronach internetowych rosyjskich antykwariatów. Przeczytanie tej książki w oryginale nie stanowiło dla Nienackiego większego problemu. Język rosyjski znał na tyle biegle, że pod koniec lat 40-tych studiował w moskiewskiej Szkole Filmowej, skąd, jak wspomina jego biograf Mariusz Szylak, został wyrzucony za romansowanie z piękną pracownicą włoskiej ambasady.
A skarb dziedzica Dunina? Pierwowzorem dziedzica mógł być Leopold Jan Kronenberg, przed wojną właściciel posiadłości rozrzuconych wokół Brześcia Kujawskiego, o którym Nienacki mógł o usłyszeć od mieszkańców miasteczka (chociażby od sklepikarki u której kupował cygarniczki z wiśniowego drewna). Leopold Jan Kronenberg należący do znanej rodziny bankierów warszawskich, po przemianach ustrojowych musiał wyemigrować z Polski. Był między innymi właścicielem pałaców w miejscowościach Wieniec i Brzezie, leżących na terenie gminy Brześć Kujawski. Na mocy dekretu PKWN, nieruchomości zostały przejęte przez państwo, pałac w Brzeziu stał się siedzibą Domu Dziecka, a pałac w Wieńcu - Szpitala Gruźliczego. Nienacki mógł osobiście oglądać pałac w Wieńcu, bo kiedy w 1962 roku przebywał z łódzkimi antropologami, badali właśnie odkryte w tej miejscowości cmentarzysko z okresu lateńskiego. Być może wśród miejscowej ludności krążyła legenda, że Kronenberg zmuszony w 1946 roku do ucieczki na zachód, ukrył gdzieś kosztowności, których nie mógł zabrać ze sobą. Być może nawet było tak naprawdę, bo w 1971 roku jego żona przekazała Muzeum Historycznemu w Warszawie pamiątki rodzinne - m.in. około stu medali i orderów, części srebrnej zastawy oraz rękopisy "Starej Baśni" Kraszewskiego i "Quo Vadis" Sienkiewicza. Czy przywiozła je ze sobą ze Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkała z mężem, czy może przeleżały gdzieś ukryte przez 25 lat?
Oprócz artykułów zgromadzonych na stronie ZNHP, korzystałem z następujących publikacji:
- Zdzisław Kapica: "Dotychczasowy stan badań antropologicznych regionu Brześcia Kujawskiego", "Monografia powiatu włocławskiego" pod red. Stanisława Łaguny, Włocławek 1968 r.
- Wieńczysław Pławiński: "Odtwarzanie podobieństwa rysów twarzy i budowy głowy na podstawie czaszki", "Człowiek w czasie i przestrzeni", zeszyt 4 z 1962 r.
- Wieńczysław Pławiński: "Rekonstrukcja plastyczna i analiza odtworzonego materiału w świetle antropologii", "Wiadomości archeologiczne", zeszyt 2 z 1963 r.
- Wieńczysław Pławiński: "Metody rekonstrukcji wyglądu głowy w praktyce śledczej", "Problemy Kryminalistyki", zeszyt 7 z 1961 r.
- Helena Kowalik: "Leopold Kronenberg - dorobkiewicz fortuny i uznania", artykuł zamieszczony w serwisie internetowym www.trop-reportera.pl