Piotr Łopuszański: Książka "Pan Samochodzik i jego autor"
Po pierwsze - wzorując się na sławetnej kwestii kaowca z "Rejsu": Nie słyszałem piosenki, więc chciałem powiedzieć parę słów na jej temat. - powiem, że nie czytałem jeszcze całej książki. Z różnych powodów, z których nie wszystkie tu wymienię...
Długo zastanawiałem się od czego zacząć...
Wreszcie postanowiłem na początku dać trochę miodu, zawsze to jednak lepiej zacząć od czegoś przyjemnego, zanim przejdzie się do rzeczy gorzkich. Otóż miłą rzeczą jest to, że książka wyszła. Zgodnie z tym, co pisze wielu dziennikarzy w wielu artykułach, jest to jakby encyklopedia wiedzy o głównym bohaterze serii "Pan Samochodzik" - wystarczy spojrzeć na spis rozdziałów, by mieć wyobrażenie o kompletności dzieła,jakiego podjął się autor. Na tym na razie skończę listę jednoznacznych pozytywów, a zwrócę tymczasem uwagę na drugą stronę medalu.
Druga strona wygląda już nie tak pięknie. Po pierwsze i najważniejsze, tym razem wbrew temu co pisze wielu dziennikarzy w wielu artykułach, powtarzając pewnie słowa samego Łopuszańskiego z ostatniej strony tomu (Do dziś nie ukazała się żadna książka i Zbigniewie Nienackim i jego twórczości.), nie jest to pierwsza książka traktująca o tym pisarzu. O wiele miesięcy wcześniej Warmia wydała kronikę życia Nienackiego autorstwa Mariusza Szylaka. Informacja o tej pozycji ukazała się na stronach Warmii już w listopadzie 2008 roku, zaraz potem powtórzyłem ją na startowej stronie tego serwisu... Dziwi mnie, że pan Łopuszański tejże informacji nie zauważył, bo jako profesjonalista kontaktował się z olsztyńskim wydawnictwem, co sam potwierdza, oraz - tu już profesjonalizmu nie będę oceniał - korzystał z zasobów mojej strony, do czego się absolutnie nie przyznał i co chyba wręcz stara się ukryć. Łatwo wszakże wykazać, że wielokrotne odwiedziny miały miejsce, nawet nie po tym, że w książce znajduje się sporo informacji powtórzonych po moich analizach błędów popełnionych w powieściach, jak i po analizach porównawczych kolejnych wydań "Samochodzików". Wszystkie te zestawienia mógł oczywiście pan Łopuszańskie zrobić samodzielnie i zapewne robił je, bo w wielu miejscach są one szersze niż to, co ja do tej pory opublikowałem. Ale za to dla równowagi, wielu szczegółów i spraw większego kalibru, na które ja zwróciłem uwagę, pan Łopuszański nie dostrzegł... Nawet jeśli pomógł sobie w kompletowaniu ciekawostek tym co znalazł na tej stronie, to niech idzie na zdrowie jemu i czytelnikom. Jednak przyzwoitym byłoby nieco obszerniejsze poinformowanie o źródłach. A właściwie to przydałaby się jakakolwiek informacja o źródłach, bo tego w książce nie ma nawet śladu. Pod koniec autor zaznacza, że w rozmowie z właścicielami Warmii pytał o pewne rzeczy znajdujące się tutaj, a na ostatniej stronie swojej książki podaje trzy adresy internetowe, gdzie szukać można informacji o Nienackim i... tyle.
Ani zająknął się nawet pan Łopuszański, że wiele - podejrzewam, że jeśli nie wszystkie, to ogromna większość, ale nawet nie mam ochoty analizować aż tak dokładnie - prezentowanych przez niego okładek, to skany pobrane z mojej strony, zbierane wiele lat przez członków Fanklubu. Na pierwszy rzut oka rozpoznać można na grafikach książkowych te same załamania rogów okładek (pierwsze wydanie "Skarbu Atanaryka" - w książce na str. 61, wydania "Uroczyska" i "Nowych przygód" - kolorowa, druga strona okładki), te same defekty powstałe podczas czytania powieści - przebarwienia ("białe" wydanie "Złotej rękawicy" - na str. 191), rozmazania ("białe" wydanie "Zagadek Fromborka" - na str. 183), itp.
Czy to, że na potrzeby tak poważnej w zamierzeniu publikacji nie została wykonana żadna korekta i retusz grafiki, to dobrze czy źle? Nie mnie odpowiadać. Moja strona jest hobbystyczna i dostępna za darmo, nie roszczę sobie żadnych pretensji do tego, że pan Łopuszańki bez pytania skorzystał z jej zawartości, zarabiając w efekcie na publikacji w książce informacji zebranych przeze mnie i kolegów. Tym bardziej, że nikt z nas nie jest przecież autorem tychże okładek.
Chociaż źle mówię, że żadna. Przy okładce "templariuszy" na str. 307 jednak ktoś majstrował - tyle, że dość prymitywnie. Obcięty został zniszczony grzbiet z lewej strony, przez co proporcje reprodukcji są zakłócone, ale widać wyraźnie to samo załamanie w górnym lewym rogu i tę samą ciemną plamę nad cyfrą dwa i rysunkiem samochodzika.
Ale mamy tu i prawdziwe kuriozum. Otóż na kolorowej, trzeciej stronie okładki wydrukowano dziewięć reprodukcji wydań "Samochodzików", po trzy w trzech rzędach. Te znajdujące się w najniższym rzędzie nie trafiają równo w kolumny - a dlaczego? Bo pan Łopuszański ściągnął sobie z mojej strony skan pierwszego wydania "Człowieka z UFO" razem z szerokim brązowym tłem. Zapewne myślał, że to wszystko należy do samej okładki. Dwie sąsiednie okładki są nieco większe od reszty, żeby jakoś się wizualnie układały. Niestety - zonk... Skucha... Takim brązowym tłem oznaczałem sobie kiedyś (obecnie jest to już tylko wąska ramka) w galerii te wydania, których jeszcze nie mam we własnych zbiorach. Widać ją jeszcze przy wielu wydnaniach, przy "UFO" już nie, bo w międzyczasie książkę tę zdobyłem.
Jak na domniemanego autora encyklopedii "Pana Samochodzika" pomyłka żenująca. A do tego jeszcze zagadkę stanowi sposób pobierania okładek ze strony. Czyżby przez zrzut ekranu i potem kopiowanie jego fragmentu? Bo przecież zwykłe zapisanie pliku nie dałoby tego efektu brązowego tła... Ot - tajemnica.
Idąc dalej tropem kopiowania grafik - na stronie mam artykuł "W poszukaniu przygody" z "Płomyczka". Zeskanowałem z niego zdjęcie na jachcie, które ma charakterystyczne pionowe smugi - i takie same smugi widac na str. 45 w książce. Całkiem blisko kolejny przykład - na str. 44 jest zdjęcie ze "Świata Mlodych", z artykułu "Dzień powszedni Pana Samochodzika". U mnie jest reproodukcja w kolorze, w książce tylko w szarościach, ale wyraźnie widać tę samą skazę od łokci i mostka Pisarza do psiego ogona. Skaza to powstała przy składaniu dużej płachty gazety. I do tego jeszcze jasne przebarwienie na drugim od prawej drzewem. Więc i zdjęcia z artykułów pokazują jasno, skąd pochodzą.
A na str. 201 jest zdjęcia pochodzące z reportażu Wojtka Kowalczyka o wycieczce na Pojezierze Myśliborskie. Przedstawia ono kościół w Dolsku i bez wątpliwości, jest to dokładnie to samo ujęcie.
Żeby już nie nudzić jednym tematem - ostatnia przykład: na str. 322-323 są dwie sceny z ekranizacji "Wyspy Złoczyńców". Ja opublikowałem je w galerii filmowych wcieleń wehikułu, tyle, że razem z logo "Canal +", ponieważ są to... stopklatki z filmu, nie żadne fotosy z prasy. W książce loga zabrakło, ale jakie jest prawdopodobieństwo, ze pan Łopuszański nieświadomie zrobił sam dwie stopklatki dokładnie w tych samych sekundach filmu? No i jeszcze ekranizacja "Niesamowitego dworu". W książce na str. 327 jest jeden fotos i jeden z plakatów reklamowych. Dziwnym trafem obie pozycje znajdują się również na stronie - i dziwnym trafem plakat w obu miejscach ma identyczne ślady zginania w połowie i identyczne uszkodzenia lewej dolnej krawędzi...
Dość już jednak o metodzie kopiuj i wklej. To co napisałem wyżej wystarcza, aby wykazać, że pan Łopuszański dość wnikliwie i uparcie zapoznawał się z treścią tej strony. Czas zająć się poziomem merytorycznym dzieła skupionego w znacznej mierze na wyszczególnianiu potknięć i uchybień w "Samochodzikach". Niektóre z poniższych uwag opisali członkowie Fanklubu inne zauważyłem sam. Znów tylko przypominam, że nie czytałem zbyt wnikliwie, jedynie przekartkowałem kilka fragmentów i... efekty są.