"Nowe przygody Pana Samochodzika" ("Pan Samochodzik i Kapitan Nemo") - ciekawostki
- Rozdz. I: - Jest nas trzynaście osób, a trzynastka, jak wiesz, to feralna liczba. Ty byłabyś czternasta. - mówi do Marty Czarny Franek. Ale na samym początku rozdz. I czytamy: Wyprzedzała mnie stara, zdezelowana ciężarówka z jakiegoś mazurskiego pegeeru, którą przyjechała dwunastoosobowa grupa chłopców i dziewcząt. Chyba jednak wtedy Tomasz kogoś nie zauważył, bo potem w rozdz. VIII znów mamy podsumowanie: Wokół palącej się lampy gazowej siedziała kręgiem cała banda - trzynaście osób. I naprawdę było ich trzynaścioro: Czarny Franek, Roman, Bronka, siedmioro złapanych podczas włamania do obozu i pozostali jeszcze wówczas na wolności Lisia Skórka z dwoma kolegami.
- Rozdz. VI: doleciał mnie wonny dym carmenów i podobny do palących się starych szmat smród sporta. Tomasz zrobił się bardzo delikatny, bo przecież jeszcze dwa lata wcześniej, w "Niesamowitym dworze", w rozdz. X, wspomina jak to Janiak Wyciągnął paczkę sportów i poczęstował mnie papierosem. Gdy zapaliliśmy, obsadził papierosa w swej rzeźbionej cygarniczce. Chociaż trzeba przyznać, że był to chyba wyjątek, bo na co dzień Samochodzik palił wtedy extra mocne. Czy jednak miały one lepszy zapach - w to wątpię :-)
- Rozdz. XIV: - Oszukałaś mnie mówiąc, że nikt nie otwierał listu. - mówi Tomasz do Bronki. Jednak w rozdz. XI ich dialog wyglądał tak: - Zdaje mi się, że pani zna treść tego listu - stwierdziłem. - Ależ skąd! Przysięgam, że nie czytałam! - zawołała dziewczyna. Bronka twierdziła więc tylko, że nie zna zawartości listu, zatem zarzut jest niesłuszny, być może spowodowany dużymi emocjami. A może późniejszymi poprawkami w maszynopisie?
- Rozdz. XIX: - Czy nie mogłabyś mu pomóc? A przy okazji spróbuj się dowiedzieć, co się kryje za nagłą przyjaźnią Anatola i Krawacika.. Te słowa kieruje Tomasz do Marty. Ale już krótki czas później wraca do używanej wcześniej przez cały czas oficjalnej formy: Czego dowiedziała się pani od Kazia? Więc tykanie było chyba tylko przejęzyczeniem?
- Rozdz. XIX: - Tytułów nie otrzymuje się za celność rzutu, tylko za wielkość złowionej ryby. Ja, proszę pani - rzekł dumnie do Marty - zdobyłem brązowy medal PZW. - chełpi się Krawacik, zapominając już co powiedział w rozdz. I: - Złowiłem nie sandacza, lecz szczupaka o wadze trzynastu kilogramów, za co otrzymałem tylko srebrny medal. Ponieważ zaś potwierdził to jeszcze w rozdz. IX: - Niech mi pani wierzy, ja się na tym znam. W ubiegłym roku otrzymałem srebrny medal. - tę wersję chyba należy uznać za prawdziwą.
- Rozdz. XIX: - Ten naszyjnik (...) kilkanaście lat leżał w jeziorze... - mówi Tomasz. A przecież powinien był raczej mówić o dwudziestu paru latach. Ciężarówka zatonęła przecież zimą 1944/45, zaś akcja powieści to najpewniej rok 1969. No, a poza tym w rozdz. II sam Tomasz wspomina: studiowałem w pierwszych powojennych latach (...). Moim zadaniem było ustalenie trasy, którą prawdopodobnie uciekały samochody hitlerowskie ze zbiorami muzeum w E. (...) Po dwudziestu latach z prawdziwym wzruszeniem wziąłem do ręki zżółkłą teczkę i otworzywszy ją, na nowo odczytałem zrobione przeze mnie kiedyś zapiski.
|